Debata: nie można opierać rozwoju na taniej sile roboczej, potrzebne są inwestycje w technologie
Podczas debaty zwrócono uwagę na niższą produktywność w Polsce w porównaniu do innych krajów Zachodu.
Główny ekonomista PZU Paweł Durjasz tłumaczył, że zgodnie z danymi OECD, średnia produktywność w Polsce jest 40 proc. niższa od średniej w krajach OECD. Oznacza to, że polski pracownik wytwarza o 40 proc. mniej niż średnio w OECD. Według Durjasza dzieje się tak dlatego, że Polska została ciężko doświadczona przez historię. Poinformował, że w 1950 r. PKB w Polsce na głowę nie różnił się bardzo od PKB na głowę w takich krajach jak Hiszpania, czy Irlandia - stanowił ok. 50 proc. PKB na głowę we Francji.
"Tymczasem na początku transformacji, w 1991 roku ta proporcja spadła do 35-30 proc. Jeszcze gorzej było z produktywnością" - powiedział. Wyjaśnił, że stało się tak dlatego, że w krajach Zachodu produktywność rosła znacznie szybciej niż w Polsce.
"Nie tylko nie nadrabialiśmy tych zapóźnień, ale wręcz ta zapóźnienia się kumulowały" - mówił. Dodał, że teraz te zaległości są nadrabiane, dystans spada.
Główny ekonomista PZU zwrócił uwagę, że zmienił się model gospodarki polskiej - ten, który dobrze funkcjonował w pierwszych latach transformacji, polegający na otwieraniu gospodarki, promowaniu eksportu, szukaniu zagranicznych inwestycji spełnił swoją rolę, ale teraz napotyka na bariery.
"Przede wszystkim nie można w nieskończoność opierać rozwoju na strategii opartej na taniej sile roboczej" - ocenił. Wskazał, że mamy coraz mniej zasobów pracy, co związane jest m.in z trendami demograficznymi - Polska będzie jednym z najszybciej starzejących się krajów Europy. Szybciej też rosną płace, co związane jest ze wzrostem aspiracji ludzi.
"Wzrost płac oznacza erozję tej przewagi konkurencyjnej, którą Polska dysponowała. Nie da się opierać wzrostu na eksporcie produktów o niskiej wartości dodanej (…) trzeba przechodzić do tych działów produkcji, które oferują wyższą wartość dodaną, wyższe zyski, bardziej nowoczesnych, bardziej bogatych w wiedzę" - podkreślił ekonomista.
Odnosząc się do pytania o przyczyny niskiej stopy inwestycji w ostatnich latach, Durjasz poinformował, że pierwszym powodem było nałożenie się dwóch perspektyw finansowych UE, co widać w spadku inwestycji publicznych. Pewną rolę odegrały też wysoka niepewność w gospodarce świata, ale także niepewność regulacyjna w Polsce - na co wskazywały badane firmy.
Na niepewność regulacyjną w kontekście inwestycji zwrócił też uwagę mec. Tomasz Snażyk z kancelarii Prawnej Snażyk Korol Mordaka. Wskazał m.in. na ogłaszane przez rząd zmiany podatkowe i związane z tym obawy. Tymczasem podatki, jak podkreślił, są bardzo istotną kwestią w kontekście planowania działalności, obliczania marży i planowania zatrudnienia.
"Myślę, że musiało minąć 12-18 miesięcy, żeby inwestycje ruszyły" - mówił. Zauważył, że PFR, który miał być motorem dla firm dopiero po ok. 18 miesiącach jego tworzenia zaczął inwestować poważne sumy w przedsiębiorstwa.
"Zawsze będą czynniki wywołujące niepewność. W zeszłym roku była kwestia RODO (...), inna rzecz to kwestia PPK, która teraz wchodzi - część kosztów zostanie przerzucona na pracodawców" - dodał mecenas.
Ekspert ds. nowych technologii z Instytutu Sobieskiego Bartłomiej Michałowski zauważył, że połowa polskiego PKB związana jest z sektorem publicznym - tak więc od rządu, spółek skarbu państwa, rządowych agencji i samorządów zależy w dużej mierze innowacyjność naszego kraju.
"Nie wyrwiemy się z pułapki średniego dochodu, jeżeli nie będziemy nowoczesną gospodarką. Nowoczesna gospodarka to taka, która wykorzystuje najnowocześniejsze technologie, zdobycze nauki w największym stopniu" - tłumaczył.
Polskie firmy teleinformatyczne w latach 2016-2017 rozwijały się jednak trzy razy wolniej niż w tym samym czasie polskie PKB. Michałowski zwrócił uwagę, że na całym świecie w krajach wysoko rozwiniętych jest to sektor, który bardzo napędza gospodarkę.
Ekspert podkreślił, że mamy rewolucję technologiczną, która zmienia rynek pracy. Poinformował przy tym, że np. w Czechach jest dwa razy więcej robotów przemysłowych na 10 tys. mieszkańców niż w Polsce.
"Dochodzi do zmian paradygmatu rozwoju (...). W tej chwili chodzi o to, aby polskie firmy, polska gospodarka była liderem tych zmian" - mówił. W przeciwnym razie nowoczesne technologie będziemy musieli sprowadzać z zagranicy.
Michałowski zauważył, że w Polsce cierpimy na brak zamówień na nowe technologie, a polski innowacyjny biznes nie ma komu sprzedać swoich produktów. "Sektor publiczny powinien być dużym zamawiającym tego typu rozwiązania" - postuluje ekspert. "Musimy wdrażać innowacyjne rozwiązania informatyczne, bo świat nam odjedzie" - ostrzegł.
