Dla marek influencerzy są comiesięcznym wydatkiem w budżecie. Co z kryzysami?

- Z influencerami jest dokładnie tak samo, jak od dawna z "tradycyjnymi" mediami, w których można wykupić powierzchnię reklamową, lokowanie produktu czy wspólną produkcję, w której produkt odegra określoną rolę. Samochody i alkohole pojawiające się w serii filmów o Jamesie Bondzie, bloki reklamowe przy Super Bowl, czy nasze rodzime przerwy na filmy pomiędzy reklamami na antenie Polsatu to przecież znane sposoby dotarcia do konsumentów. Że o okładkach jakże mało wyrafinowanej informacji / rozrywki jaką jest Fakt, Radio Eska czy TTV nie wspomnę - tłumaczy Wojtek Walczak.
Influencer sprzedaje
Zdaniem eksperta podobnie działa rynek influencerski, na którym powyższe mechanizmy mediowe mają swoje odzwierciedlenie i na którym znajdziemy twarze będące niczym słupy reklamowe i twarze, z którymi można nawiązać bardziej wartościową współpracę.
- Influencerzy sprzedają i są nieodłącznym elementem praktycznie każdej kampanii marketingowej. Dla wielu marek są też już comiesięcznym wydatkiem wpisanym w budżet, realizującym ciągłe działania. Patrząc na rynki azjatyckie mogą wręcz być prawdziwą bombą sprzedażową, generującą spektakularne rezultaty. Ale tutaj wszystko jest wypadkową budżetu, grupy docelowej i charakteru marki czy produktu. I tutaj zaczyna się prawdziwa zabawa w szukanie odpowiednich twarzy, które takie konkretne założenia spełnią - zauważa nasz rozmówca.
I dodaje, że na tym rynku znajdą sobie miejsce osoby i zjawiska, które z założenia nie mogą i nie powinny być partnerami dla szanujących siebie i swoich konsumentów marek. - Pracując w marketingu trudno się na to obrażać, "taki mamy klimat" i on wcale nie będzie lepszy patrząc na jakość dialogu w podzielonym społeczeństwie, w którym tylko jasne stanowisko, często z założenia kontrowersyjne wzbudza uwagę, a w efekcie sprzedaje. I to się nie zmieni. Dla pokoleń wychowywanych właśnie na streamie treści z Tik Toka, Realsów czy Shortsów tradycyjne media, nawet te młode i internetowe, są już dinozaurami. Liczą się tylko te "autentyczne", dopasowane i budzące zainteresowanie twarze z miejsc dobrze im znanych, które nie mają problemów z reklamowaniem produktów, a odbiorcy nie mają problemu z identyfikowaniem się z nimi i przenoszeniem tego na wybierane marki. Przyszłość influencer marketingu to nie tylko dotarcie (im szersze tym lepsze), ale też dopasowanie i autentyczność oraz jakość tworzonych treści. Czyli generalnie nic nowego, tylko na zupełnie nowych zasadach - podsumowuje Wojtek Walczak.
A co ze skandalami?
LoveBrands Group, we współpracy z agencją badawczą SW Research, zapytała Polaków o to styczniową sexafera z udziałem instagramera i tiktokera, członka Teamu X2 - Leksia.
„Wyniki badania z jednej strony pokazują, że jesteśmy w stanie wybaczyć lubianemu influencerowi wiele. Z drugiej, że influencer pragnący komercjalizować swój wizerunek musi uważać na to co mówi i robi, by nie zrazić do siebie marketerów” – komentuje wyniki badania Zuzanna Bieńko, Head of Brand & Influencer Marketing w LoveBrands Group.
Leksiu to 23-letni instagramem i tiktoker, którego kariera rozkwitła, gdy w grudniu 2020 roku dołączył do założonego w sierpniu 2019 teamu influencerskiego Team X2, w skład którego, oprócz Leksia, weszli Natsu, Sheo, Monia Kociołek, Piechu, Czaro Nykiel, Julia Żugaj, Patrycja Mołczanow i TheNitroZyniak.
Sympatia widzów stanęła jednak pod znakiem zapytania, gdy w styczniu 2022 roku wybuchła „sex-afera”. YouTuber Konopskyy, w filmie zatytułowanym Leksiu lubi młode widzki, poinformował opinię publiczną o otrzymanych od młodych dziewczyn screenshotach z rozmów z Leksiem, w których pojawiają się niecenzuralne zdjęcia i niedwuznaczne propozycje. Film Konpskyy’ego wkrótce zniknął z sieci, a sam Leksiu odniósł się do sprawy w publicznym oświadczeniu. Przeprosił w nim za niestosowne komentarze, które widoczne były na screenshotach, ale podkreślił, że nie miał świadomości, iż osoby, z którymi rozmawiał, były niepełnoletnie.
Według badania przeprowadzonego przez agencję badawczą SW Research, we współpracy z LoveBrands Group, informacja o „sex-aferze” Leksia dotarła aż do 33% Polaków, jednak tylko 5% wskazało na ten kryzys spontanicznie, bez pytania wspomagającego. „ Wiedziało o tym 23% w wieku 13-17 i 10% w wieku 18-24. Dla porównania świadomość kryzysu wśród osób w wieku 25-50+ to zaledwie 2%.” – tłumaczy Zuzanna Bieńko.
38% ankietowanych śledziło aferę przeglądając media społecznościowe, z czego 42% zadeklarowała, że afera ta nie wywarła na nich żadnego wpływu. 13% respondentów stwierdziło, że obecnie mają o Leksiu lepsze zdanie, niż wcześniej, a 25% badanych odpowiedziało, że afera zupełnie nie zmieniła ich opinii o Leksiu.
23% ankietowanych stwierdziło, że podobna sytuacja mogłaby się zdarzyć każdemu, 25% badanych uznało sytuację za fake news, a 26% skomentowało, że afera została nadmiernie rozdmuchana przez media. Jednak połowa ankietowanych oceniła, że Leksio za swoje zachowanie powinien zostać surowo ukarany (np. grzywną lub pozbawieniem wolności), a 55% uznało nawet, że powinien całkowicie zniknąć z mediów. 74% badanych uznało, że cała afera może mieć walory edukacyjne. Ich zdaniem daje do myślenia i otwiera oczy na sprawy, których dotychczas nie byliśmy świadomi.
15% ankietowanych potwierdziło, że w przeszłości skorzystało z produktów rekomendowanych przez Leksia, z czego 40% potwierdziło, że w przyszłości mniej chętnie sięgnie po takie produkty.