Reklama
Partner portalu

DlaHandlu.pl – wiadomości handlowe, FMCG, ecommerce, franczyza, sieci handlowe

Sklepy socjalne to zero waste w pigułce. Nie można im rzucać prawnych kłód pod nogi

W Polsce działa już ponad 10 sklepów socjalnych, ale nadal mamy przepisy zupełnie niedostosowane do ich prowadzenia. Jesteśmy niechlubnym wyjątkiem w Europie i najwyższy czas to zmienić – mówi Mikołaj Rykowski, założyciel Fundacji Wolne Miejsce i sklepów socjalnych Spichlerz.
Reklama

Droga Fundacji Wolne Miejsce prowadzi od Wigilii dla samotnych do sklepów socjalnych. Jak to się stało?

20 lat temu zaprosiłem na Wigilię samotnego sąsiada. Jego obecność tego wieczoru dała mi dużo do myślenia. Od tego czasu, każdego roku zapraszałem coraz więcej samotnych osób na wspólne świętowanie. Z czasem powstała Fundacja Wolne Miejsce, a grono zapraszanych osób rozrosło się tak bardzo, że dom stał się za mały. Zaczęliśmy wynajmować restauracje, a potem przenieśliśmy nasze Wigilie do hal, takich jak Międzynarodowe Centrum Kongresowe w Katowicach, która gości nas od wielu lat. Pomimo, że pomagaliśmy, to ciągle czuliśmy niedosyt związany z byciem obecnym w życiu osób samotnych tylko przez dwa dni w roku, przy okazji śniadania wielkanocnego i kolacji wigilijnej. A nam zależało na wsparciu osób wykluczonych, ubogich czy samotnych przez 365 dni w roku. Zaczęliśmy wtedy myśleć o jakimś punkcie, biurze, może kawiarence, gdzie ludzie będą mogli przyjść i pobyć ze sobą. Nie byliśmy jednak w stanie znaleźć odpowiedniej formuły. W końcu pomysł przyszedł z Austrii. Odwiedzili nas ludzie, którzy prowadzą sklepy socjalne w Wiedniu, gdzie działa ich 16 – po jednym w każdej dzielnicy. Okazało się, że obserwowali wcześniej nasze działania na Facebooku i uznali, że Fundacja Wolne Miejsce byłaby dobrym podmiotem do rozwijania idei sklepów socjalnych w Polsce. Po ich wizycie, zorganizowałem wyjazd do Austrii, aby na miejscu zobaczyć i zrozumieć jak to działa w praktyce. Zaprosiłem grono zainteresowanych osób ze Śląska, w tym wiceprezydenta Jerzego Woźniaka i naczelnik wydziału społecznego Małgorzatę Moryń-Trzęsimiech. W Wiedniu zarówno samorządowcy, jak i my, pytaliśmy, obserwowaliśmy i byliśmy coraz bardziej przekonani, że chcemy coś podobnego robić w Polsce. Zyskaliśmy wsparcie Urzędu Miasta Katowice, który przekazał nam lokal. Fundacja dopasowała go do potrzeb sklepu i kawiarenki. W ten sposób 10 grudnia 2020 roku ruszył pierwszy sklep socjalny w Polsce. Nazwaliśmy go Spichlerz.

Czym Spichlerz różni się od sklepów socjalnych, które zobaczyliście Państwo w Austrii?

Spichlerz to projekt pionierski. Wcześniej nikt nie podjął się podobnego wyzwania w Polsce, bo nasze prawo nie jest niestety dostosowane, do tego typu działalności. Tymczasem zarówno w Austrii, jak i w innych europejskich krajach przepisy są tak skonstruowane, żeby wspierać działanie sklepów socjalnych. Podobne placówki od lat działają nie tylko w krajach zachodnich, ale także w Rumunii i Bułgarii. W Polsce zanim nie powstały Spichlerze, byliśmy niechlubnym wyjątkiem. Teraz co prawda mamy sklepy socjalne, ale nadal mamy przepisy zupełnie niedostosowane do ich prowadzenia. W innych krajach przepisy wobec sklepów socjalnych są mniej restrykcyjne, bo władze uważają, że mają do spełnienia ważną rolę społeczną: wsparcie osób mniej zamożnych jak i przeciwdziałanie marnowaniu żywności. Z tego powodu mogą one sprzedawać produkty, którym upłynęła data ważności. Oczywiście te produkty są oferowane w cenach obniżonych co najmniej o połowę wobec cen standardowych, czasami kosztują symboliczne euro. Niestety w Polsce do sklepów socjalnych mogą trafić tylko produkty, których termin ważności nie upłynął. Do tego w Austrii większość produktów pochodzi z darów. My zaś musimy się mierzyć z pozyskaniem produktów w dobrej cenie, tak by móc je zaoferować osobom potrzebującym, tanio. Kolejną ważną różnicą są przepisy pozwalające na mrożenie żywności w sklepie. Każdy z nas robi tak w domu. Mrozimy żywność, bo wiemy, że nie zjemy jej w najbliższych dniach. W innym wypadku musielibyśmy ją wyrzucić. Dla sklepów socjalnych w Polsce taka praktyka jest zakazana, choć korzystają z niej sklepy socjalne za granicą, które mają dłuższą tradycję działania i na których się wzorowaliśmy. Oczywiście nawet borykając się ze wskazanymi ograniczeniami prawnymi, staramy się szerzyć ideę niemarnowania żywności, organizując warsztaty, w czasie których prezentujemy metodę gotowania zero waste. Na Facebooku umieszczamy filmy, w których pokazujemy jak używać produktów, aby były smaczne i wykorzystywały cały potencjał naszej lodówki. Nawet teraz jako fundacja jesteśmy obecni w Turcji, gdzie pomagamy ludziom dotkniętych trzęsieniem ziemi. Organizujemy i gotujemy dla nich posiłki pomimo, że sklepy są zburzone. Radzimy sobie wykorzystując wszystkie wartościowe produkty, które możemy pozyskać w tych warunkach. Wszystko w duchu zero waste.

Turcję dotknęła prawdziwa tragedia, ale Polacy też mają swoje bolączki związane z dramatycznie rosnącymi kosztami życia.

Niewątpliwie ostatnie lata bardzo nas zubożyły. Widzimy to po ilości osób, które korzystają z zakupów w Spichlerzu. Aby stać się klientem sklepu socjalnego trzeba mieć skierowanie z instytucji społecznej. Liczba skierowań z MOPS-u rośnie. Również my jako fundacja wystawiamy takie skierowania. W szczególności osobom starszym. Takie zaświadczenia wystawiane są w naszej kawiarence Spichlerz Caffe na podstawie rozmowy z naszymi wolontariuszem, bez konieczności okazywania dokumentów o wysokości dochodów czy innych. Robimy też sprawozdania na własny użytek, ile osób dziennie i miesięcznie robi u nas zakupy. Szacuję, że w ciągu ponad dwóch lat naszej działalności liczba osób korzystających z zakupów socjalnych skoczyła już trzykrotnie. Oczywiście naszym głównym celem jest wsparcie potrzebujących, ale drugim filarem jest zmniejszenie marnowania żywności, które to zjawisko jest w Polsce prawdziwą plagą. Z tego powodu w soboty otwieramy nasz sklep dla wszystkich, bez względu na status majątkowy i zawartość portfela. Jest to dzień, w którym wyprzedajemy żywność przed niedzielą, gdy sklep jest zamknięty. Bolałoby nas, gdybyśmy musieli wyrzucać produkty, które pozyskaliśmy z takim trudem.

Duże miasta wydają się bardzie syte. Ale Spichlerze powstają właśnie tam. Czy ta sytość jest tylko na powierzchni?

Sklepy socjalne, to w Polsce cały czas bardzo trudna idea. Pierwszy powód to wspomniane niedostosowanie przepisów skutkujące marnowaniem żywności. Drugi to zasady współpracy z samorządami. Większość ciężaru związanego z prowadzeniem sklepu socjalnego, zatrudnieniem pracowników, pozyskaniem produktów i zapewnieniem logistyki jest po stronie fundacji, ale przekazanie lokalu i jego utrzymanie, w tym koszty eksploatacji należy do władz samorządowych. Większe miasta mają łatwiej, ponieważ dysponują większymi budżetami na działania społeczne. Tych mniejszych często nie stać na taką kooperację z fundacją, która choć jest niezwykłym wsparciem dla mieszkańców, to jest także pozycją w budżecie gminnym. Oczywiście my chcemy dotrzeć do wszystkich miast w Polsce, ale to prezydenci, burmistrzowie i wójtowie decydują o wydatkach i potrzebie uruchomienia sklepu w danym regionie. Sklep socjalny to zawsze wspólna inicjatywa. Fundacja nie jest w stanie rozwijać jej sama, bo jest to przedsięwzięcie niedochodowe. Musi mieć wsparcie. Z kolei miasta często potrzebują naszej wiedzy i doświadczenia, żeby ten projekt jak najlepiej spełnił swoje zadanie wobec mieszkańców. Zresztą nie występujemy tylko w swoim imieniu, bo dziś już nie tylko Fundacja Wolne Miejsce prowadzi sklepy socjalne. Po nas przyszli inni i my chętnie dzielimy się swoją wiedzą, jak takie działania społeczne robić, najlepiej. Oprócz naszych sklepów Spichlerz w Katowicach, Tychach i Warszawie działają też sklepy socjalne innej fundacji, które powstały m.in. w Legnicy, Wrocławiu i Radomiu a nawet małej miejscowości Bielawa. W sumie jest ich ponad 10. To pokazuje, że pojawiają się nowe możliwości. Kolejne samorządy zaczynają być otwarte na tego rodzaju współpracę.

Trzymam kciuki, żeby to otwarcie toczyło się lawinowo. Sięgając wstecz, mierzyliśmy się z jeszcze większymi absurdami. Przypominam sobie sytuację piekarza, który został ukarany za rozdawanie chleba.

Bardzo się cieszę, że Pani o tym wspomina. Ta sytuacja uczyniła działaniom dobroczynnym niewyobrażalne szkody. Chodzi o to, że ten piekarz uczynił z siebie ofiarę, a wcale nią nie był. Jedną ręką dawał chleb ubogim, a drugą oszukiwał państwo. Nie fiskalizował sprzedaży w swoich sklepach i za to został ukarany. Nie spodobało mu się to. Zwołał więc konferencję prasową i poskarżył się całej Polsce, że rozdając chleb został ukarany. Wbiło się to tak mocno w świadomość, że dotychczas spotkałem tylko jedną osobę – szefa Banków Żywności, który znał prawdziwy obraz tej manipulacji. Niestety ten człowiek zrobił bardzo dużo złego dla organizacji takich jak my, które korzystają z pomocy darczyńców. Wielokrotnie musieliśmy tłumaczyć, że nikt nigdy nie był karany za przekazanie darowizny. Wręcz odwrotnie, każda firma, która przekazuje coś oficjalnie na dokumencie, ma prawo do pełnego odliczenia kwoty. Nie ma za to żadnej kary, ale jest nagroda w postaci obniżenia podatków. Zrozumienie wzajemnych korzyści na linii fundacje-darczyńcy idzie coraz lepiej. Trochę pracy czeka nas jeszcze, by podobne korzyści były oczywiste dla samorządów, do których zwracamy się z propozycją uruchomienia sklepu socjalnego.

Co zatem musi się wydarzyć, żeby idea sklepów socjalnych z pionierskiej stała się powszechna?

Przede wszystkim trzeba dostosować przepisy. Jeżeli jesteśmy jedynym krajem w UE, który ma przepisy utrudniające prowadzenie sklepów socjalnych, to trzeba wyraźnie powiedzieć, że coś jest z naszym prawem, źle. Rozumiem, że dopóki nie powstały sklepy socjalne to sprawa nie była paląca, bo problem był teoretyczny. Ale my od ponad dwóch lat już istniejemy i działamy, borykając się z problemami, które zabierają nasza energię. Moglibyśmy ją spożytkować o wiele lepiej – na efektywniejszą pomoc potrzebującym i ograniczanie zjawiska marnowania żywności. Oczywiście rozmawiamy z posłami i senatorami, wskazując im absurdy tej sytuacji. Z tych rozmów przebija zrozumienie i chęć zmiany. Ale póki co nie ma to praktycznego przełożenia na przepisy. Trochę tracimy cierpliwość, bo żyjemy w trudnych i niezwykle zmiennych czasach. Za naszą granicą trwa wojna, w Polsce są miliony uchodźców, swoje dokłada inflacja. W kryzysowej sytuacji oczekiwalibyśmy o wiele większej przychylności dla idei, która promuje zasady oszczędzania zasobów i wspiera potrzebujących. Jak powiedziała moja przyjaciółka i posłanka Monika Rosa cywilizowane społeczeństwa poznaje się po tym jak traktują one swoich najsłabszych. Z tego powodu marzy mi się, aby w każdym mieście, a nawet dzielnicy istniał sklep socjalny, który umożliwi mieszkańcom ulżenie w tych trudnościach i da szansę na zaopatrzenie się w żywność po symbolicznych kwotach. Wiele badań pokazuje, że sklepy socjalne to jest idea pomagająca wychodzić z ubóstwa, bo nie promuje rozdawnictwa ale wsparcie w wychodzeniu z problemów. Istotnym elementem tej pomocy są kawiarenki, działające przy sklepach. Tutaj osoby korzystające z zakupów w naszych sklepach mogą przyjść i porozmawiać z życzliwym wolontariuszem czy pracownikiem o swoich problemach. Najczęściej okazuje się, że ubóstwo to tyko skutek a nie przyczyna problemów. Na początku jest zwolnienie z pracy, choroba czy nieszczęśliwy wypadek. Te historie jasno pokazują, że w czasach kryzysowych ubóstwo może dotknąć każdego z nas. Z tego względu uważam, że nie ma czasu na odkładanie decyzji o zmianie przepisów. To jest czas na działanie i dostosowanie przepisów do norm unijnych!

Reklama

Lista tagów

Zobacz komentarze (0)

Proszę podać imię
Proszę wpisać treść komentarza
Dodając komentarz, oświadczasz, że akceptujesz regulamin forum