Szalejąca pandemia pustoszy światową gospodarkę. Polscy przedsiębiorcy odczuwają to bardzo dotkliwie. Wielu obawia się bankructwa – nie uzyskują przychodów, ale koszty nie zniknęły. Z racji, iż większość z ponad dwu i pół milionowej rzeszy przedsiębiorców nie ma znaczących oszczędności, wkrótce zabraknie im środków na utrzymanie rodzin. A kiedy wierzyciele zaczną upominać się o należności, do drzwi mogą zapukać komornicy - pisze Abramowicz.
Rzecznik MŚP wskazuje, że przedsiębiorcy pilnie czekają na konkretne projekty ustaw w ramach "tarczy antykryzysowej" żeby wziąć udział w ich opiniowaniu i poprawianiu.
- Do Pani Minister Jadwigi Emilewicz wysłałem uwagi i propozycje, które zgłosiły organizacje z Rady Przedsiębiorców przy Rzeczniku MŚP. Wśród nich przewija się prośba, aby wprowadzane rozwiązania były szybkie, proste i pozbawione biurokracji. Nie ma teraz czasu na rozpatrywanie podań, analizowanie załączników, wypełnianie wniosków i ankiet. Jeszcze kilka, kilkanaście dni bez pomocy i firmy zaczną się ratować zwalnianiem pracowników, a to będzie najgorszy scenariusz dla Polski - dodaje.
Jednym z ważniejszych postulatów rzecznika MŚP jest zastosowanie prostych i szybkich środków pomocy.
- Nawet jeżeli część firm dostanie pomoc większą niż mogłoby to wynikać z ich sytuacji finansowej, to dla ratowania pozostałych właśnie takie środki trzeba zastosować. Wczoraj otrzymałem wiadomość od pani Anny. Pani Anna skończyła technikum fryzjerskie w 1998 roku. Już podczas nauki pracowała w zawodzie, żeby móc się utrzymać w Warszawie. Potem była pracownikiem najemnym w zakładzie fryzjerskim. Po urodzeniu dziecka wystarała się o dotację z urzędu pracy na założenie działalności gospodarczej i od 17 lat prowadzi swój mały salon fryzjerski na wsi w powiecie pułtuskim. Pracuje sama. I od siedmiu lat, po śmierci męża, sama spłaca kredyt hipoteczny na budowę domu. Za usługę strzyżenia pobierała do stycznia 2020 r. 15 zł, obecnie 20 zł. Wybrała rozliczenie kartą podatkową, bo niskie dochody nie pozwalały jej na korzystanie z biura księgowego. Bywały miesiące, że nie miała też z czego zapłacić ryczałtowego ZUS. Kiedy 2 lata temu złamała nogę i nie mogła pracować, powstały zaległości. Starała się nadpłacać składkę, ale jeszcze pozostało jej 2 tysiące złotych do spłacenia - czytamy w piśmie Abramowicza.
Więcej na portalspozywczy.pl